BLOG PRZENIESIONY - ZAPRASZAM TUTAJ

Czy jesteś dresem w dżinsach?


dres, chuligan

Istnieje wiele definicji tego, kim lub może… czym jest dres. Każdy oczywiście będzie mieć swoją.



Jednemu będzie się to kojarzyć z szerokimi spodniami, kapturem na głowie. Drugiemu znowu z BMW E36 czy z bujającym się na chodniku gościem. Oczywiście to wszystko może być ze sobą powiązane.
Mi z kolei typowy dresiarz zawsze najbardziej kojarzył się oczywiście ze słownictwem i zachowaniem, bo nawet jeśli lubisz nosić szerokie spodnie, nie oznacza to, że jesteś dresem. W przeciwnym wypadku niestety zaliczałbym się do tej, słabej i gorszej społeczności, dlatego że lubię ubierać wygodne ciuchy.

Połowa młodych ludzi w tym kraju nimi jest. Tylko tutaj po patrzeniu się komuś w oczy na chodniku czy w autobusie uprzejmie usłyszysz pytanie: „Chcesz wpierdol?”, „Masz jakiś problem?”, „Co się gapisz? czy „A w mordę chcesz?” i wiele innych. A nawet jeśli nie usłyszysz, to wyraz twarzy tej osoby zada te pytania za nią. Może to jakaś nieufność społeczeństwa została jeszcze z czasów komuny, a może coś innego? 

Jednak co ja robię w takiej sytuacji? Nic. Szkoda czasu. Czasem rzucę jakimś „cześć” albo po prostu się uśmiechnę i idę dalej. I nie ma w tym nic złego, że przywitasz się z kimś nieznajomym. To, że się nie znamy, przecież nie oznacza, że nie możemy się poznać, przywitać, porozmawiać. Tak przecież się poznawali, poznają i będą poznawać ludzie nie? Albo może jednak nie? Zapomniałem o facebooku, przecież dzisiaj to tam się poznaje nowych ludzi, a nie w prawdziwym świecie.

Na zachodzie z kolei sprawa wygląda nieco inaczej. Wiem, bo byłem widziałem, słyszałem, doświadczyłem. Nie biorę sobie tego znikąd. Tam kiedy popatrzysz na kogoś, uśmiechniesz się, ludzie odwzajemnią uśmiech i pójdą dalej w swoją stronę lub po prostu zapytają: "Czy my się znamy?", a czasem nawet porozmawiają. Na przykład jak stoimy w kolejce. 
Jest większa otwartość wobec obcych. Ludzie są skłonni nawet pomóc nieznajomym.

Kiedyś za granicą wybrałem się na rower. Było już dosyć późno, ale myślałem, że zdążę wrócić przed zmrokiem. Myliłem się. Zaczynało się robić coraz ciemniej, a ja musiałem gdzieś po drodze minąć ulicę w którą miałem skręcić, żeby wrócić do domu. Tak wylądowałem w sąsiednim mieście. Okolicy nie znałem, telefon mi padł, świateł w rowerze nie miałem. Jedyne co mi przyszło do głowy, to zapytać się kogoś jak mam wrócić. Spotkałem jakieś dwie kobiety. Wytłumaczyły mi dokładnie jak mam dojechać i widząc, że nie mam świateł, żadnej bluzy, a było dosyć chłodno, do tego padł mi telefon, powiedziały, że jeśli chcę odwiozą mnie do domu, a rower się zmieści do bagażnika. Zgłupiałem. Na początku myślałem, że się przesłyszałem. I nie, nie chciały mnie porwać i sprzedać moje narządy. W końcu podziękowałem za rady i powiedziałem, że jakoś dam radę sam.

Ale kim jest ten dres? Mimo swoich groźnych odzywek i pozornej siły, to typowa słaba psychicznie, zakompleksiona osóbka.
Jeśli ci życie miłe, nie patrz się im w oczy, bo one są zwierciadłem naszego wnętrza i wyczytasz z nich wszystko. A oni się tego boją. Tego, że przypadkiem dostrzeżesz to, co w nich siedzi. 

Zdjęcie: David Simmonds



2 komentarze:

  1. Adrian Lubecki8 kwietnia 2015 19:33

    Bardzo ciekawy artykuł ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chodzę czasem tak ubrana, że też wyglądam jak dres i jak patrzę na siebie to już się boję :P

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.