BLOG PRZENIESIONY - ZAPRASZAM TUTAJ

Jebać PKP Intercity


PKP


Proste słowa, prosto od serca, prosto w PKP. Bez cenzury. Lepiej nie czytaj.


Katowice - Poznań. To tylko 400 kilometrów. Co to właściwie jest? Nic. Przychodzę na dworzec. Oczywiście idę prosto do kasy, kupić bilet, żeby mieć już spokój, móc iść spokojnie poczekać na pociąg i zrelaksować się przed niezwykle emocjonującą podróżą polskimi kolejami PKP Intercity popijając Vanilla Latte w Starbucksie. 

Jestem na dworcu, patrzę na kasy biletowe i co widzę? Dwie jebane kolejki przez pół dworca. Czekam jak ten ciul prawie 40 minut, stoję w jebanej kolejce i w sumie mogę tak czekać. Jest dużo ludzi to i jest kolejka. Tylko, że jest 10 kas, a tylko cztery otwarte. No to się pytam. Po jakiego chuja zawsze kas jest w pizdu, ale większość zawsze zamknięta? Normalnie prawie jak w biedronce.

Kupuję bilet. Od razu dostaję informacje, że nie ma miejsc siedzących. Chwilę się zastanowiłem... no dobra, co mam zrobić, wrócić jakoś muszę, a to jedyny pociąg. Postoję. Spóźnił się tylko 5 minut, dziwne, że tak mało. Może nie będzie tak źle, pomyślałem.

W końcu przyjeżdża. Widzę go. Bladość, rdza, staroć. 
Pierwsze słowa, które przyszły mi do głowy? Ale gówno. To, to jeździ w ogóle? Wchodzę do pociągu.

Wszystko takie szare, drewno nie z tego wieku. Patrzę w górę, czytam tabliczkę: Rok budowy: 1983. Made in Poland. To już lepiej jakby tam było napisane „Made in China"

Ok…PRL. Tak właśnie było. Nie było mnie jeszcze wtedy na świecie, ale mogłem się poczuć prawie jak w tamtych czasach.

Tak jak mówili przy kasie, miejsca siedzące były wszystkie zajęte. Tylko, że pociąg był tak zawalony ludźmi, że stali upchani gorzej jak jakieś kurwa bydło. Nie wiedziałem, czy oni nas wiozą do jakieś pracy, czy do tego Poznania.

Miałem nadzieję, że doczepią jakieś wagony czy coś, ale nie kurwa. Tak stałem. Przez 6 godzin jazdy jebanym pociągiem PKP Intercity. A w połowie drogi jeszcze wyłączyli ogrzewanie, albo się zjebało. Do teraz nie wiem.


PS: No to teraz idę sobie zaparzyć melisę.



Zdjęcie: Artur Apryjas - Mój towarzysz na "pokładzie". Przeżyliśmy to razem.


0 komentarze:

Prześlij komentarz

Obsługiwane przez usługę Blogger.